poród...to nie tak miało być...
: niedziela, 27 lutego 2011, 18:50
...pod wpływem znajomych a przede wszystkim rodziny postanowiłam opisac wam co przeżyłam dwa i pół miesiąca temu... zaczne od początku...
Dwa i pół miesiąca temu zostałam mamą, moją ciąze prowadził świetny lekarz( chetnie napisała bym nazwisko lecz nie wiem czy on by sobie tego życzył).Na ostatniej wizycie rozmawialismy o porodzie , znieczuleniu i pełna pozytywnego nastawienia wrociłam do domu, dwa dni pózniej wyladowałam na porodówce towarzyszył mi mąż wszystko szło bardzo dobrze...do czasu...
Po otrzymaniu znieczulenia zaczoł sztywniec mi kark i ramiona kazdy ruch sprawial niesamowity ból. Odrazu poinformowałam o tym mojego anestezjologa, kazał mi wstać z łóżka i powoli ruszac głowa nic nie pomagało ... z czasem znieczulenie przestało działać bóle porodowe sie nasilały a ja nie mogłam przec przez ten ból karku który był bardzo bardzo bolesny. Anestezjolog chciał podac mi następna dawke znieczulenia na co lekarka pani L.która miała mi "pomóc" urodzic moje-dodam- pierwsze dziecko odmowiła mi kolejnej dawki bo jak stwierdziła "nie bedzie sie ze mną mordować kolejnej godziny".Póżniej było tylko gorzej lekarka wiedziala ze caly kark i ramiona paraliżuje mi niesamowity ból, nic sobie z tego nie robiła wrecz przeciwnie miała do mnie pretensje ze nie współpracuje z nia,kazała mi min. stac pod prysznicem-ledwo sie czymałam na nogach,dobrze ze mój maż był ze mną bo podejrzewam że gdyby nie jego pomoc...ah...mineło tyle czasu a ja wciąż nie moge sie pogodzić z tym ze ktoś taki pracuje w szpitalu i zamiast pomóc traktuje człowieka gorzej niż zwierze...w końcu po kilku godzinach wylądowałam na stole operacyjnym... okazało sie że dzidziuś nie chce zejsc niżej i konieczna jest cesarka.Anestezjolog wkówał sie jeszcze raz tym razem wszystko było w porzadku.I znowu nie mogłam uwierzyć w to co słysze od mojej pani doktor która komentowała do drugiej p doktor to że sapie, że moja mama i tesciowa czekaja w pokoju dla ojca, a jak małego wyciagali mi z brzucha i cichutko zakwilił zapytałam czy wszystko z nim ok usłyszałam "co ona nie słyszy że wszystko jest ok?" traktowały mnie tak jak by mnie tam nie było... Nie odezwałam sie nic...bałam się...zwyczajnie po ludzku bałam sie... o siebie o małego... ja wiem ze komuś może sie wydać to śmieszne ale jak sie jest obolałym zmeczonym i pierwszy raz w takiej sytuacji to człowiek sobie myśli...Boże daj mi siłe...
Dodam jeszcze ze moj mąż i mama czekali po cesarce 1.5godziny na informacje co ze mna i dzieckiem.
Co do personelu szpitalnego. W szpitalu pracuja p.pielegniarki. p.położne i p. które pomyliły miejsce pracy. Podam wam taki przykład przychodzi dyżurna pielegniarka do pokoju przynosi lekarstwa ,na moja prosbe o wkładki chigieniczne stwierdza ze nie ma a dostawa bedzie popołudniu.Po 15min nastepuje zmiana dyżurow przychodzi nowa pielegniarka, która tez poprosiłam o wkładki-po minucie dostałam paczke i koleżanka z łóżka obok- cud????- kolejny przykład, wpada pielegniarka do pokoju sciska z całej siły moją piers krzyczy że jest twarda pełna mleka mówi że jestem leniwa że powinnam mocno piersi masowac-dodam ze od rana nic nie robilam tylko odsysałam sie laktatorem. Wieczorem w trakcie obchodu okazalo sie ze mam goraczke i dlatego piersi byly takie twarde i zadne odsysanie nic nie pomoglo ,dopiero zastrzyk pomógł.Na obchodzie lekarz zabronił mi masowac piersi stwierdzil ze to szkodzi zamiast pomagac byla przy tym ta wredna pielegniarka -myslalam ze zapadnie sie pod ziemie.Tak juz na koniec ...zlecono mi podawanie antybiotyku, przez cały dzien zadna z pielegniarek nie była w stanie udzielic informacji dlaczego jest on mi podawany... na obchodzie nie wytrzymalam i pytam p ordynatora na co dostaje antybiotyk...wiecie jak brzmiała odpowiedz?????- na zdrowie...zwatpiłam... powiedzcie mi po co nam ten nowy oddział? nowe sale ...? łóżka? sprzet? dopuki nie zmienimy lekarzy i personel cała reszta jest mało ważna... gdzie ludzkie podejscie człowieka do człowieka? ludzka życzliwość? czasami uśmiech lub chwycenie za reke, słowa otuchy dadza czlowiekowi siły.
Co do pani doktor L.,już po porodzie dowiedziałam sie że ta pani inaczej traktuje dziewczyny ktore chodzą do niej prywatnie a inaczej(czytaj gorzej) te które nie są jej pacjetkami. Bez komentarza.
Drogie dziewczyny ja nie chce zadnej z was zniechęcać czy straszyć, uważam jednak ę o takich sprawach należy mówić, a przede wszystkim walczyć o swoje prawa. Przy kolejnej ciąży bede wiedzieć jak sie zachować i komu zaufac.Napewno wspomniana pani doktor nie zbliży się do mnie i mojego dziecka.Pozdrawiam i powodzenia dla przyszłych mam.
Dwa i pół miesiąca temu zostałam mamą, moją ciąze prowadził świetny lekarz( chetnie napisała bym nazwisko lecz nie wiem czy on by sobie tego życzył).Na ostatniej wizycie rozmawialismy o porodzie , znieczuleniu i pełna pozytywnego nastawienia wrociłam do domu, dwa dni pózniej wyladowałam na porodówce towarzyszył mi mąż wszystko szło bardzo dobrze...do czasu...
Po otrzymaniu znieczulenia zaczoł sztywniec mi kark i ramiona kazdy ruch sprawial niesamowity ból. Odrazu poinformowałam o tym mojego anestezjologa, kazał mi wstać z łóżka i powoli ruszac głowa nic nie pomagało ... z czasem znieczulenie przestało działać bóle porodowe sie nasilały a ja nie mogłam przec przez ten ból karku który był bardzo bardzo bolesny. Anestezjolog chciał podac mi następna dawke znieczulenia na co lekarka pani L.która miała mi "pomóc" urodzic moje-dodam- pierwsze dziecko odmowiła mi kolejnej dawki bo jak stwierdziła "nie bedzie sie ze mną mordować kolejnej godziny".Póżniej było tylko gorzej lekarka wiedziala ze caly kark i ramiona paraliżuje mi niesamowity ból, nic sobie z tego nie robiła wrecz przeciwnie miała do mnie pretensje ze nie współpracuje z nia,kazała mi min. stac pod prysznicem-ledwo sie czymałam na nogach,dobrze ze mój maż był ze mną bo podejrzewam że gdyby nie jego pomoc...ah...mineło tyle czasu a ja wciąż nie moge sie pogodzić z tym ze ktoś taki pracuje w szpitalu i zamiast pomóc traktuje człowieka gorzej niż zwierze...w końcu po kilku godzinach wylądowałam na stole operacyjnym... okazało sie że dzidziuś nie chce zejsc niżej i konieczna jest cesarka.Anestezjolog wkówał sie jeszcze raz tym razem wszystko było w porzadku.I znowu nie mogłam uwierzyć w to co słysze od mojej pani doktor która komentowała do drugiej p doktor to że sapie, że moja mama i tesciowa czekaja w pokoju dla ojca, a jak małego wyciagali mi z brzucha i cichutko zakwilił zapytałam czy wszystko z nim ok usłyszałam "co ona nie słyszy że wszystko jest ok?" traktowały mnie tak jak by mnie tam nie było... Nie odezwałam sie nic...bałam się...zwyczajnie po ludzku bałam sie... o siebie o małego... ja wiem ze komuś może sie wydać to śmieszne ale jak sie jest obolałym zmeczonym i pierwszy raz w takiej sytuacji to człowiek sobie myśli...Boże daj mi siłe...
Dodam jeszcze ze moj mąż i mama czekali po cesarce 1.5godziny na informacje co ze mna i dzieckiem.
Co do personelu szpitalnego. W szpitalu pracuja p.pielegniarki. p.położne i p. które pomyliły miejsce pracy. Podam wam taki przykład przychodzi dyżurna pielegniarka do pokoju przynosi lekarstwa ,na moja prosbe o wkładki chigieniczne stwierdza ze nie ma a dostawa bedzie popołudniu.Po 15min nastepuje zmiana dyżurow przychodzi nowa pielegniarka, która tez poprosiłam o wkładki-po minucie dostałam paczke i koleżanka z łóżka obok- cud????- kolejny przykład, wpada pielegniarka do pokoju sciska z całej siły moją piers krzyczy że jest twarda pełna mleka mówi że jestem leniwa że powinnam mocno piersi masowac-dodam ze od rana nic nie robilam tylko odsysałam sie laktatorem. Wieczorem w trakcie obchodu okazalo sie ze mam goraczke i dlatego piersi byly takie twarde i zadne odsysanie nic nie pomoglo ,dopiero zastrzyk pomógł.Na obchodzie lekarz zabronił mi masowac piersi stwierdzil ze to szkodzi zamiast pomagac byla przy tym ta wredna pielegniarka -myslalam ze zapadnie sie pod ziemie.Tak juz na koniec ...zlecono mi podawanie antybiotyku, przez cały dzien zadna z pielegniarek nie była w stanie udzielic informacji dlaczego jest on mi podawany... na obchodzie nie wytrzymalam i pytam p ordynatora na co dostaje antybiotyk...wiecie jak brzmiała odpowiedz?????- na zdrowie...zwatpiłam... powiedzcie mi po co nam ten nowy oddział? nowe sale ...? łóżka? sprzet? dopuki nie zmienimy lekarzy i personel cała reszta jest mało ważna... gdzie ludzkie podejscie człowieka do człowieka? ludzka życzliwość? czasami uśmiech lub chwycenie za reke, słowa otuchy dadza czlowiekowi siły.
Co do pani doktor L.,już po porodzie dowiedziałam sie że ta pani inaczej traktuje dziewczyny ktore chodzą do niej prywatnie a inaczej(czytaj gorzej) te które nie są jej pacjetkami. Bez komentarza.
Drogie dziewczyny ja nie chce zadnej z was zniechęcać czy straszyć, uważam jednak ę o takich sprawach należy mówić, a przede wszystkim walczyć o swoje prawa. Przy kolejnej ciąży bede wiedzieć jak sie zachować i komu zaufac.Napewno wspomniana pani doktor nie zbliży się do mnie i mojego dziecka.Pozdrawiam i powodzenia dla przyszłych mam.